Pięć lat temu zawodnicy pod wodzą Krzysztofa Pielesza reaktywowali jednak zespół, który w sezonie 2015/2016, bez porażki: odnosząc 19 zwycięstw i 1 raz remisując, wygrał rywalizację w klasie B, a rok później świętował mistrzostwo klasy A, odnosząc 20 zwycięstw, 2 razy remisując i ponosząc 4 porażki. W klasie okręgowej zaczęły się jednak "schody", bo dwa razy z rzędu łękawiczanie bronili się przed spadkiem, zajmując 11 i 14 miejsca.
- Dlatego przed trzecim sezonem w okręgówce postawiliśmy przed drużyną jako cel miejsce w pierwszej piątce - mówi prezes Orła Łękawica Bogusław Przeworczyk. - Trener Seweryn Kosiec, który ponad dwa lata temu przejął zespół od ojca naszych poprzednich awansów Krzysztofa Pielesza, przede wszystkim miał się skoncentrować na rundzie jesiennej, bo do tej pory to była nasza słaba strona. W pierwszym sezonie w okręgówce mieliśmy na półmetku tylko 13 punktów, a w drugim 9 i wiosną musieliśmy się bronić przed spadkiem! Po reorganizacji rozgrywek mieliśmy nadzieję, że w grupie skoczowsko-żywieckiej, nie będzie już takiej huśtawki. Zrobiliśmy też wzmocnienia, bo trener przyciągnął do naszego zespołu z żywieckich klubów: Marcina Osmałka i Kamila Gazurka z Czarnych-Górala, Rafała Hałata z Koszarawy oraz Jakuba Krasnego z GKS-u Radziechowy-Wieprz.
Początek był imponujący. Orzeł rozwinął skrzydła i po dwóch kolejkach miał 6 punktów oraz bilans bramkowy 10:2, a Rafała Hałat z 7 trafieniami od razu wyrósł na lidera ataku.
- Zwycięstwa 7:1 na wyjeździe z beniaminkiem Wisłą Strumień i 3:1 u nas z drużyną z Żabnicy potwierdziły, że powstał zespół, Rafał Hałat wkomponował się w drużynę i finalizował akcje Roberta Mrózka - uważa Bogusław Przeworczyk. - Niestety w trzeciej kolejce, w której przegraliśmy w Wiśle z Wiślańskim Stowarzyszeniem Sportowym 0:3 dopadł nas pech. Nie dość, że zabrakło pięciu zawodników z podstawowego składu z Rafałem Hałatem i Robertem Mrózkiem na czele, to jeszcze zepsuł się autobus i zawodnicy taryfami dojeżdżali na boisko w Wiśle. Ja akurat byłem za granicą więc telefonicznie koordynowałem całe to zamieszanie, którego wynik... zmobilizował nas przed następnymi meczami. W pełnym składzie wygraliśmy 5:0 z LKS 99 Pruchna i 4:0 na wyjeździe ze Spójnią Zebrzydowice, a później przyszedł najbardziej emocjonujący mecz rundy. Błyskawica Drogomyśl miała tyle samo punktów co my więc był to "bój na szczycie" i mógł zadowolić kibiców. Gospodarze zaczęli od mocnego uderzenia i w 22 minucie prowadzili już 2:0, ale wtedy Marcin Pośpiech strzelił kontaktowego gola. Po przerwie znowu Błyskawica nas trafiła, ale od 58 minuty ruszyliśmy do szturmu i po golach Damiana Piecha i Rafała Hałata doprowadziliśmy do wyrównania. Remis nie zadowolił jednak żadnej z drużyn i obydwie ostro atakowały, ale to do nas uśmiechnęło się szczęście i Rafał Hałat w doliczonym czasie gry zapewnił nam ważne wyjazdowe zwycięstwo 4:3. Emocjonujący i wyrównany był też mecz z Tempem Puńców, który ostatecznie zajął drugie miejsce tracąc do nas 2 punkty. Co prawda na naszym boisku szybko strzeliliśmy dwa gole i po trafieniach Kamila Gazurka już w 11 minucie prowadziliśmy 2:0, ale po przerwie puńcowianie strzelili gola i mieliśmy sporo szczęścia w końcówce, dlatego to zwycięstwo 2:1 przyjęliśmy z ogromną radością.
W 15 kolejkach Orzeł Łękawica zgromadził na swoim koncie 37 punktów za 12 zwycięstw i 1 remis - przy 2 porażkach oraz zamknął rundę jesienną z imponującym bilansem bramkowym 48:17.
- Każde zwycięstwo cieszyło i dodawało nam wiary w to co robimy - dodaje Bogusław Przeworczyk. - Musieliśmy jednak, tak jak to w sporcie, przełknąć gorycz porażki, bo w 11 kolejce, na naszym boisku wypunktowała nas Soła Rajcza. W 10 minucie straciliśmy pierwszego gola, a nasz grający asystent trenera Marcin Osmałek nie wykorzystał znakomitej okazji. Atakowaliśmy, oddawaliśmy strzały, ale zabrakło skuteczności i w samej końcówce goście najpierw z kontry, a po chwili z karnego przypieczętowali swoje zwycięstwo 3:0 i zbliżyli się do nas na 2 punkty. Dalej byliśmy jednak liderami i wygrywając wszystkie mecze do końca rundy utrzymaliśmy swoją pozycję. Emocji w meczach wygranych 2:1 z Podhalanką Milówka u nas czy w Goleszowie z tamtejszym LKS-em nie brakowało, a wygrana 8:0 na zakończenie rozgrywek u nas z Borami Pietrzykowice dała nam... radość i motywację do dalszej pracy. Mówi się, że apetyt rośnie w miarę jedzenia i my też zimą przygotowywaliśmy się udanej wiosny, tym bardziej, że ostatnie rundy rewanżowe były w wykonaniu naszej drużyny bardzo udane. Przygotowaliśmy transfery i nawet pozyskaliśmy już Kamila Małolepszego, który grał ostatnio w Skawie Wadowice. To kolejny gilowiczanin w naszym klubie, tak jak jak i trener Seweryn Kosiec. Cały nasz zespół to ludzie z tej wschodniej części Żywiecczyzny, czyli regionu, w którym IV-ligowa piłka to coś zupełnie nowego. Cieszymy się więc z tego historycznego awansu, ale brakuje nam tej radości, która towarzyszy sukcesowi wywalczonemu bezpośrednio na boisku. Nasz lider Robert Mrózek, czy doświadczony Michał Duda to łękawiczanie i oni są wizytówką zespołu, który chciałby się zadomowić w IV lidze. We wszystkich zawodnikach widać entuzjazm. Po zawieszeniu rozgrywek trenowali indywidualnie, a relacje z treningów składali na messengerze. Kiedy można było ćwiczyć w małych grupach to spotykali się formacjami: we wtorek obrońcy, w czwartek pomocnicy i w piątek napastnicy, a bramkarze wymieniali się, żeby można było strzelać. Teraz trenują już w większych grupach na boisku i wszyscy czekamy na powrót do gry. Jesteśmy optymistami. Mamy oddanych klubowi całym sercem sponsorów i wójta, który mocno nas wspiera więc liczymy, że organizacyjnie sprostamy wyzwaniom IV ligi. Zdajemy sobie oczywiście sprawę z tego, że musimy wzmocnić zespół więc rozmawiamy z młodzieżowcami i bramkarzem, który zastąpi kontuzjowanego zimą Macieja Wnętrzaka. Wolelibyśmy rozgrywki rozpocząć od sierpnia, ale jeżeli trzeba będzie grać w lipcu też podejmiemy wyzwanie.